Uwielbiała Boże Narodzenia swojego dzieciństwa. Schodzili się wszyscy do ukochanych Dziadków. Dorośli, pod pretekstem szukania pierwszej gwiazdki, usiłowali wyprowadzić dzieci z pokoju, w którym miało się pojawić Dzieciątko, ale ona, niepocieszona, wychodziła ostatnia… Chciała przecież pilnować choinki. Kolejne wigilie się zmieniały, ubywało kolejnych osób. Wesołe Święta zaczynały się od łez tęsknoty. Przyszedł taki moment w jej życiu, że szukała nowej definicji Świąt, nowego miejsca dla siebie. Były takie, kiedy uciekała, choćby i na koniec świata, bo były za trudne. Były takie, podczas których wyciągała stare zdjęcia, szykowała sobie long drinka i udawała, że oni znowu są. Aż przypomniała sobie, że aby nowe mogło się rozpocząć, stare musi się zakończyć. Zadzwoniła do przyjaciół, by sprawdzić, czy dodatkowy talerz przy stole, to tylko nic nie znacząca tradycja… Święta zaczęły pachnieć, światełka świeciły naprawdę. Dorosłe dzieci przygotowywały wigilię wspólnie z niemłodymi już rodzicami. Pachniało piernikami. Karp, jak co roku gościł na stole, a pod drzewkiem, owinięte kokardami, przykucały miłość, zdrowie, radość, spokój, ciepło serc i jeszcze wiele…
Dodaj komentarz